środa, 31 października 2012

Pocztówka z Krakowa

Oto co w fotografii mnie najbardziej nęci i z czym mam największy problem. Reportaż.
Moje rozważania o etyce i moralności, oraz brak odwagi są cechami, które z miejsca dyskwalifikują reportażystę.
Opór przed okradzeniem kogoś z jego intymnych przeżyć, jakby był na wybiegu ogrodu zoologicznego, lęk przed stanięciem z nim oko w oko i wiarygodnym wytłumaczeniem mu po co to robię, za każdym razem napełnia mnie obezwładniającą tremą. Zwłaszcza, że ludzie nie przyjmują tego naturalnie, czy obojętnie. Raczej czują się atakowani i okradani. Nie są przyzwyczajeni do bycia fotografowanym. Nawet wśród bliskich fotografujących często zachowują rezerwę i napinają się.  Postrzegają fotografię pejoratywnie.
Fotografowanie ich znaczy dla nich w mym mniemaniu nic więcej jak pokazywanie palcem. Wynika to moim zdaniem ze strachu przed wyśmianiem i wykorzystaniem w złym świetle ich wizerunków.
Dlatego fotografia uliczna i reporterska, jest taka trudna, bo za każdym razem trzeba mierzyć się z nieufnością ludzi, oswajać ich i przekonywać do obiektywu, a przede wszystkim do siebie.
Jednak za każdym razem kiedy przełamywałem te opory, zostawałem nagradzany dobrym, szczerym zdjęciem z historią. Historią którą można odczytać wprost z fotografii.
Na zamieszczonej fotografii wykorzystałem jedyne koło ratunkowe, w reportażu ulicznym - wojeryzm. Czyli robienie zdjęcia bez wiedzy i świadomości fotografowanego. Jest to chyba dobra i skuteczna metoda na przełamywanie reporterskich lodów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz