niedziela, 30 grudnia 2012
sobota, 29 grudnia 2012
Wnętrzności
Intryguje mnie fakt, że po mimo spędzenia kilkudziesięciu lat w tym mieście; nie znam go. Owszem, wiem gdzie i jak dojechać, jaki wybrać skrót, ale nie mogę z pewnością powiedzieć, że znam to miasto na wylot. Przez te wszystkie lata, jak zaklęty przemierzałem główne jego arterie, rzadko zaglądając w zakamarki lub podnosząc głowę. Wiecznie te same korytarze, rutynowe przemieszczanie się. Suma powierzchni ulic i ciągów komunikacyjnych jaką porusza się przeciętny mieszkaniec miasta, jest nieproporcjonalnie uboższa wobec ogromu nieznanych miejsc, które ów ciągi oplatają.
Zamknięte enklawy, otoczone kamienicami i blokami, to tereny życia intymnego. Integrujące w społeczności, w których jedno spojrzenie wystarczy by rozróżnić swojego od obcego. Dlatego tak nieswojo czasem wbijać się z butami w życie autochtonów. A jednak nic tak bardzo nie pociąga jak wizja wywinięcia miasta lewą stronę, aby zbadać jego wewnętrzne organy i poznać miasto jakim jest naprawdę. W całej okazałości, od frontów i krawężników, po oficyny, podwórka, klatki schodowe i sutereny, komórki, strychy. To zadanie jedynie dla prawdziwych Flaneurów, na których czekają wielkie i satysfakcjonujące odkrycia i dreszcz emocji.
Zamknięte enklawy, otoczone kamienicami i blokami, to tereny życia intymnego. Integrujące w społeczności, w których jedno spojrzenie wystarczy by rozróżnić swojego od obcego. Dlatego tak nieswojo czasem wbijać się z butami w życie autochtonów. A jednak nic tak bardzo nie pociąga jak wizja wywinięcia miasta lewą stronę, aby zbadać jego wewnętrzne organy i poznać miasto jakim jest naprawdę. W całej okazałości, od frontów i krawężników, po oficyny, podwórka, klatki schodowe i sutereny, komórki, strychy. To zadanie jedynie dla prawdziwych Flaneurów, na których czekają wielkie i satysfakcjonujące odkrycia i dreszcz emocji.
piątek, 28 grudnia 2012
Pełną gębą
Każda ludzka społeczność zorganizowana w wioski, czy miasta, posiada instytucję "wiejskiego głupka". Postać ta zarówno tragiczna jak i liryczna spełnia niezwykle ważne zadanie w społeczności, w której żyje. Nadaje koloryt, jest źródłem legend, postacią magiczną, swoistym łącznikiem natury z kulturą, a więc i postacią wzbudzającą podejrzenia i strach. To nimi straszy się dzieci i ich nie rzadko prześladuje. Jednocześnie posiadają oni niezwykła mądrość miejsca w którym żyją i szlachetną niewinność, gdyż wszystko co robią pozbawione jest premedytacji.
Chciałbym tu oddać cześć wszystkim "wiejskim głupkom" - tym niezwykłym postacią, których zwykłe życie jest raczej pełne niezawinionych przykrości, ale które pozwalają nam inaczej odczytywać świat wokół nas.
Tego jegomościa spotkaliśmy w Poświętnym, do którego przyjechaliśmy zwiedzić piękne Sanktuarium Św. Rodziny. Ów Pan nie dość, że z chęcią nas tam odprowadził, to jeszcze zażądał robienia sobie zdjęć.
czwartek, 27 grudnia 2012
Zza krzaka
... człowiek krzak grasuje po ulicach Łodzi przebierając się za świerki, jodły i jałowce... w takim kamuflażu podgląda codzienne rytuały mieszkańców...
- To dzięcioł?
- Nie!
- To wiewiórka?
- Nie! To Człowiek Krzak!!!
- To dzięcioł?
- Nie!
- To wiewiórka?
- Nie! To Człowiek Krzak!!!
poniedziałek, 24 grudnia 2012
niedziela, 23 grudnia 2012
sobota, 22 grudnia 2012
piątek, 21 grudnia 2012
sobota, 15 grudnia 2012
Bohaterowie drugiego planu
Ponownie zabieram państwa na spacer do nastrojowych, magicznych Tworzyjanek.
Ale w tych pięknych jesiennych kolorach kryją się już nie takie kolorowe historie bohaterów drugiego planu tego zdjęcia, dla których jesień znaczy już co innego...
Ale w tych pięknych jesiennych kolorach kryją się już nie takie kolorowe historie bohaterów drugiego planu tego zdjęcia, dla których jesień znaczy już co innego...
Patyna
Nie szanujemy chyba teraźniejszości. Cały czas wybiegamy w przyszłość, bądź sięgamy pamięcią wstecz. Lubujemy się w starociach i patynie, zachwyca nas hi - tech. Dryfujemy tak pomiędzy sentymentem a marzeniem.
Uwielbiam retuszować stare zniszczone fotografie, dodawać im nowego blasku, przywracać do rzeczywistości i eksploatować nowe formy.
Natomiast nowe fotografie natychmiast bym chętnie postarzał, dodał im ciężaru wieku i historii.
Na fotografii znajduje się zakątek Kutna. To wykonane tej jesieni zdjęcie sprawia mi tyle radości głównie przez to, że wygląda jak by było zrobione 40 - 50 lat temu. I mam nadzieję, że nic (prócz mnie wyżej) nie zdradza jego prawdziwego wieku.
Olczakowie
Na fotografii dziadek Olczak i jego wesoła gromadka czyli moje ciotki i wujkowie wzięci przez lupę i prześwietleni...
Lekcja reportażu
Miał to być fotograficzny samograj. Dużo
ludzi, dużo cudzoziemców, dużo przebierańców, mnóstwo fotografów, czyli
wymarzone warunki aby wtopić się w tło, wyluzować i dać upust w trakcie
fotograficznego polowania.
Było jednak zgoła inaczej. Było ciężko, czego się zupełnie nie spodziewałem.
Do
Warszawy wyrwałem się po kilku nieprzespanych i przepracowanych nockach
i raptem paru godzinach snu. Zacząłem krążyć, po mieście w
półprzytomnym widzie.
Wszędzie tłok, tumult i wrzawa. Żadnego miejsca , by odetchnąć. Gorąc, spiekota i duchota, a w końcu burza, ulewa i ostry ból głowy.
Wszędzie tłok, tumult i wrzawa. Żadnego miejsca , by odetchnąć. Gorąc, spiekota i duchota, a w końcu burza, ulewa i ostry ból głowy.
Po
kilku godzinach przepychania się wśród pijanych,
rozwrzeszczanych kibiców miałem serdecznie dosyć całej tej imprezy. Każde wywrzeszczane "Polska, biało - czerwoni" działało na mnie jak płachta na byka, płachta którą wraz z właścicielem miałem ochotę rozszarpać na strzępy. Agresja i
niechęć zdominowały mój nastrój i całkowicie odebrały mi chęć do
dalszego fotografowania. No i jeszcze ten wynik!
Mimo uchwycenia kilku ciekawych kadrów, byłem swoją postawą i nieprzygotowaniem do zastanych warunków bardzo rozczarowany. Przyjąłem jakże ważną dla mnie lekcję, aby na przyszłość lepiej przewidzieć warunki do reportażu.
Mimo uchwycenia kilku ciekawych kadrów, byłem swoją postawą i nieprzygotowaniem do zastanych warunków bardzo rozczarowany. Przyjąłem jakże ważną dla mnie lekcję, aby na przyszłość lepiej przewidzieć warunki do reportażu.
piątek, 14 grudnia 2012
Królewna śnieżka czyli polowanie
Mam wielką potrzebę opisania tej fotografii, bo temu ułamkowi sekundy towarzyszyło wiele nieznanych mi dotąd emocji związanych z fotografowaniem ludzi.
Zdjęcie to zostało wykonane na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie w
dniu inauguracji słynnych zawodów piłkarskich, które odbyły się latem w Polsce i na Ukrainie.
Ta sympatyczna z wyglądu dziewczyna stała się dla mnie tym czym łania dla myśliwego; bezbronną zwierzyną, trofeum z polowania.
Szedłem wypełnioną ludźmi ulicą, a ta dziewczyna zaczęła podchodzić do mnie by wręczyć mi ulotkę. Ona widziała mnie, a Ja Ją. Ona miała w dłoniach ulotki, Ja aparat. Kiedy była trzy kroki ode mnie wyciągnąłem aparat i w ułamku sekundy zwolniłem migawkę. Ona zdążyła tylko zmienić minę. (Popatrzcie, wygląda jakby przyłapano ją na gorącym uczynku). Zupełnie zbiło Ją to z tropu. Nawet nie odezwała się słowem, Ja zaś poszedłem dalej.
Nie sądzę, żeby zrobiło jej się przykro z tego powodu, natomiast Ja poczułem się jakoś dziwnie odczłowieczony. Poczułem jakiś rodzaj bezczelności ze swojej strony. Zastanowiło mnie to, bo było to pierwsze zdjęcie, które wykonałem człowiekowi z takim wyrachowaniem. I było mi o tyle łatwo, że ta dziewczyna była zupełnie bezbronna. Nie mogę powiedzieć czy miałbym tyle odwagi aby "ustrzelić" w taki sposób dajmy na to pijanego kibola. Lecz odnalazłem w sobie w tamtej chwili nieznany mi dotąd instynkt łowczego. Dla fotografa to w sumie bardzo dobra wiadomość, jednak poczułem też z tego powodu jakiś nie do końca nazwany wyrzut sumienia. Przy takim niewinnym zdjęciu!
Co zaś czuje fotoreporter fotografujący cierpienie?
Dylematy odpowiedzialności i etyki fotografów są zawiłe i nierozstrzygnięte. Ciągną się od samych początków fotografii reporterskiej. Każdy fotograf, który próbuje swoich sił w tej dziedzinie fotografii w pewnym momencie znajdzie się na granicy oddzielającej zabawę od odpowiedzialności za swoje rzemiosło. Wtedy może okazać się jak fotoreportaż może być tożsamy z myślistwem.
Prawdopodobnie zdjęcie to jest dość błahe, nawet Ja formalnie się nim nie zachwycam, lecz jest niewątpliwie moim najważniejszym dotąd zdjęciem, ze względu na emocje, które jego wykonanie poruszyło we mnie.
czwartek, 13 grudnia 2012
Grecja się chwieje
Obrazek zarejestrowany już podczas europejskich zawodów piłkarskich, które odbyły się tego lata w Polsce, a których nazwy bez zasilenia na konto w Szwajcarii wymieniać nie można.
środa, 12 grudnia 2012
Hiperrealizm z Tworzyjanek
Po tygodniu czarno-białym zaczyna buzować tu złocieniami, żółciami i czerwieniami.
Na fotografii moje tegoroczne odkrycie mikro geograficzne - Tworzyjanki.
Na trasie Łódź - Skierniewice, nieopodal Brzezin, kryją się to magiczne i tajemnicze willowe letnisko pamiętające jeszcze międzywojenną świetność.
Kiedy zajechałem tam pewnego poranka zaniemówiłem z wrażenia... ale o tym wspomnę już niebawem w mojej nowej melancholijno turystycznej odsłonie blogowej, która wystartuje już w styczniu!
wtorek, 11 grudnia 2012
Po Euro
KS Wifama! Wspaniała, podgrzewana słońcem murawa wydaje finezyjne źdźbła trawy, które kamuflują całe boisko przed piłkarzami! Wynik bezbramkowy. Ciężko znaleźć piłkę!
poniedziałek, 10 grudnia 2012
niedziela, 9 grudnia 2012
sobota, 8 grudnia 2012
piątek, 7 grudnia 2012
czwartek, 6 grudnia 2012
Uniontex
... bywając w opuszczonych miejscach zawsze w wyobraźni staram się je zaludnić, ludźmi którzy kiedyś byli z owym miejscem związani.
W tej hali przewinęło się dziesiątki tysięcy osób. Nawet papież Jan Paweł II tu zagościł. W latach swojej świetności zakład zatrudniał aż
14000 pracowników. Był jednym z największych w Europie zakładów bawełnianych. Oto zapomniany symbol Łodzi - Uniontex. Jego szkielet jak wyrzut przypomina czym była Łódź jeszcze 20 lat temu. Dla mnie dziś jest też symbolem upadku idei. Tak jak ciężko wypełnić ten szkielet nową treścią, tak ciężko stworzyć miastu nową wiarygodną tożsamość.
środa, 5 grudnia 2012
Upadek kolosa
Kontynuuję czarno-biały tydzień.
Na zdjęciu zburzony silos z dawnych zakładów Wifamy. Przez pewien czas majestatycznie zdobił plac rozbiórki i był jedną z niewielu pamiątek pozostałych z industrialnego krajobrazu tej części Widzewa.
W Łodzi zaczyna powoli brakować takich pomników, symboli niegdyś prężnego, industrialnego miasta. Miasto pozbywając się ich pozbywa się również śladów swojej tożsamości. A miasto bez tożsamości (jakakolwiek by nie była) nie pozwala mieszkańcom na identyfikowanie się z nim.
Była Łódź czterech kultur, Łódź włókiennicza, Łódź przemysłowa, wreszcie Łódź kulturalna ( przez chwilę). A teraz jaka jest? Łódź przemysłów kreatywnych? Ta idea pomimo swej świetności nie jest w stanie zintegrować wokół siebie większości mieszkańców, którzy potrzebują przede wszystkim dobrych szkół, dobrych dróg i dobrej pracy.
Tożsamość miasta tworzy się oddolnie, samoistnie i nie może być narzucana przez władzę i speców od PR, bo jest po prostu niewiarygodna i nierzeczywista z potrzebami jego mieszkańców.
Ten silos na zdjęciu, został zrównany z ziemią, tak że nawet cegła z niego nie została. Jęli upadł tak mocno wrodzony w tkankę miejską symbol świetności tego miasta, to co stanie się z iluzorycznymi artefaktami sztucznie podnoszonymi do rangi nowych symboli.
Nie będą potrzebne buldożery, bo wystarczy podmuch wiatru.
wtorek, 4 grudnia 2012
poniedziałek, 3 grudnia 2012
niedziela, 2 grudnia 2012
Landszaft niedzielny
Na niedzielne ukojenie proponuję listopadowy, bezśnieżny landszafcik z okolic Rogowa zza szyby pociągu relacji Warszawa Wschodnia - Łódź Kaliska wykonane w ruchu i z premedytacją.
sobota, 1 grudnia 2012
Subskrybuj:
Posty (Atom)