Miał to być fotograficzny samograj. Dużo
ludzi, dużo cudzoziemców, dużo przebierańców, mnóstwo fotografów, czyli
wymarzone warunki aby wtopić się w tło, wyluzować i dać upust w trakcie
fotograficznego polowania.
Było jednak zgoła inaczej. Było ciężko, czego się zupełnie nie spodziewałem.
Do
Warszawy wyrwałem się po kilku nieprzespanych i przepracowanych nockach
i raptem paru godzinach snu. Zacząłem krążyć, po mieście w
półprzytomnym widzie.
Wszędzie tłok, tumult i wrzawa. Żadnego miejsca , by odetchnąć. Gorąc, spiekota i duchota, a w końcu burza, ulewa i ostry ból głowy.
Wszędzie tłok, tumult i wrzawa. Żadnego miejsca , by odetchnąć. Gorąc, spiekota i duchota, a w końcu burza, ulewa i ostry ból głowy.
Po
kilku godzinach przepychania się wśród pijanych,
rozwrzeszczanych kibiców miałem serdecznie dosyć całej tej imprezy. Każde wywrzeszczane "Polska, biało - czerwoni" działało na mnie jak płachta na byka, płachta którą wraz z właścicielem miałem ochotę rozszarpać na strzępy. Agresja i
niechęć zdominowały mój nastrój i całkowicie odebrały mi chęć do
dalszego fotografowania. No i jeszcze ten wynik!
Mimo uchwycenia kilku ciekawych kadrów, byłem swoją postawą i nieprzygotowaniem do zastanych warunków bardzo rozczarowany. Przyjąłem jakże ważną dla mnie lekcję, aby na przyszłość lepiej przewidzieć warunki do reportażu.
Mimo uchwycenia kilku ciekawych kadrów, byłem swoją postawą i nieprzygotowaniem do zastanych warunków bardzo rozczarowany. Przyjąłem jakże ważną dla mnie lekcję, aby na przyszłość lepiej przewidzieć warunki do reportażu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz